#292  (wolly)
12 lat 7 miesięcy temu

"Opowieść wigilijna"

Mały Henio, przyczajony za fotelem w bawialni, czekał z bijącym sercem. Była za trzy dwunasta. Niedługo będzie mógł zaskoczyć Świętego Mikołaja i wydrzeć mu, prośbą i błaganiem, wagon pocztowy do elektrycznej kolejki. Ledwo przebrzmiało dwunaste uderzenie zegara, już kawałeczki sadzy zaczęły wpadać do bucików, ustawionych przez Henia w kominku. Potem zjawił się Święty Mikołaj we własnej osobie, ubrany w piękny, czerwony strój powalany sadzą.

-Och! - zapiał falsetem - cały się zabludziłem!

Spostrzegł Henia i klasnął w dłonie.

- Ach, jaki ślicny chłopcyk! - zaseplenił. - Dzień dobly, chlopcyku!

- Dzień dobry, Święty Mikołaju - Henio był zbity z tropu. Nie tak wyobrażał sobie Świętego Mikołaja. Ten był młody i dość zmanierowany.

- Usiądź mi na kolanach... Dam ci cukielecka.

Święty Mikołaj przysiadł na krawędzi kominka. Henio usłuchał skwapliwie. Cukierki okazały się pyszne, a pieszczoty, które im towarzyszyły, były słodkie, bardzo słodkie...

- Gdzie są twoi rodzice? - spytał Święty Mikołaj niewinnym tonem.

- Mamusia jest w górach, a tatuś śpi w swoim pokoju - wyjaśnił z powagą Henio.

- Świetnie. No to idę się psywitać z twoim tatusiem. Kładź się i bądź gzecny.

Czerwono ubrany człowiek na palcach wsunął się do pokoju ojca Henia.

Cicho ściągnął wielkie buciory i wlazł do łóżka.

Ojciec wybełkotał przez sen:

- Kto to?

- Święty Mikołaj - odparł Święty Mikołaj i zgwałcił go.